Bądź niezależny
Prowadzenie własnego biznesu to droga pełna wyzwań, ciągłe podejmowanie trudnych decyzji i ogromna odpowiedzialność. Powodzenie w biznesie i prężnie działająca firma dają nie tylko korzyści finansowe, ale także te niematerialne – satysfakcję i dumę z własnych dokonań.
Dla ITUM istotna jest niezależność działania, stanowienie o sobie, kierowanie się własną wiedzą, sądem, czasem nawet intuicją – jeszcze nigdy nas nie zawiodła. To wszystko możliwe jest tylko wtedy, kiedy nie ograniczają nas zewnętrze zakazy i nakazy.
ITUM jako niezależny przedsiębiorca z ponad 23 letnim doświadczeniem w branży spożywczej, mając stały kontakt z wieloletnimi klientami będącymi średnimi i małymi przedsiębiorcami głównie w handlu detalicznym słucha ich opinii i mówi stanowcze nie dla przedsięwzięć takich jak franczyza czy ajencja.Franczyza, ajencja czy stowarzyszenia przedsiębiorców to naszym zdaniem działania ograniczające swobodę oraz inwencje naszych firm. Z jednej strony doprowadzają do powstawania monopoli, które poprzez swój zasięg ograniczają przedsiębiorców i wymuszają określone zasady działania oraz pozbawiają ich szans konkurowania. Z drugiej doprowadzają do sytuacji, w której nowe pomysły i innowacje zostają zduszone w zarodku. Ogranicza to naszych przedsiębiorców, a tym samym zubaża rynek handlu i usług.
Chcesz być niezależny i działać na własną rękę? Być odpowiedzialnym za siebie, ale też tylko przed sobą? Służymy radą, doświadczeniem i wsparciem wszelkich niezależnych inicjatyw w handlu detalicznym i nie tylko. Zapraszamy do naszych hurtowni, gdzie niezależny detalista znajdzie wszystko czego potrzebuje i porozmawia z doświadczonymi, kompetentnymi ludźmi.
„Niezależność z ludzką twarzą”.
Fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez Grzegorza Gajdę z telewizyjnego programu „Ekonomia z ludzką twarzą” z Jackiem Ciszewskim i Markiem Marciszem, właścicielami firmy Itum.
Niektórym wydaje się, że przystępując do sieci franczyzowej otrzymają prosty sposób na łatwe prowadzenie swojego biznesu i wysokie zyski. Tymczasem franczyza często wiążę się z poważnym ryzykiem. Może się okazać, że podpisując cyrograf (wieloletni kontrakt), właściciel sklepu naraża swój biznes na poważne ryzyko i utratę zysków. Może on wtedy zostać sprowadzony do roli kierownika na samozatrudnieniu…W efekcie franczyza to POZORY BYCIA NA SWOIM.
GG: Jesteście jednym z największych operatorów warzyw i owoców w Polsce, a jeśli brać pod uwagę tylko tych, którzy działają na rynku tradycyjnym, to prawdopodobnie największym. Jak oceniacie sytuację polskiego handlu?
J.C.: Sytuacja nie jest jednoznaczna i niełatwo ją diagnozować. Z jednej strony, od prawie 20 lat, obserwujemy ciągły rozwój marketów i supermarketów. Z drugiej – polski handel niezależny trzyma się mocno i stanowi prawie 50 procent rynku. Takiego zjawiska jak niezależne, małe, rodzinne sklepy z tak silną pozycją nie ma nigdzie w Europie.
G.G. Jak to możliwe? Przecież małym sklepom wróżono, że zostaną pożarte przez duże sieci?
M.M.: Ale nie zostały pożarte. Przyczyn jest wiele. Jedna z ważniejszych to autentyczna prywatyzacja polskiego handlu z przełomu lat 89/90. Powstały wtedy tysiące niezależnych sklepów prowadzonych przez rodziny, dla których jest to podstawowe źródło utrzymania. Mamy też prywatne, silne rolnictwo, a w przetwórstwie wielu mocnych producentów dysponujących nowoczesnymi maszynami i dużą mocą produkcyjną. Dają nam bardzo dobre wyroby. Nawet za komuny , kiedy w sklepach nie było niczego – nigdy nie brakowało polskich warzyw i owoców. Dobrze to pamiętam – w latach 80 nie zjadłem ani jednego banana. Ale jabłka w tradycyjnych warzywniakach były zawsze. I były bardzo dobre. Wiele z tych sklepów istnieje do dziś. Ich właściciele przeszli niejedną poważną próbę. Nadal prowadzą biznes. Zwiększają sprzedaż, rozbudowują i otwierają kolejne sklepy według własnego pomysłu i bez ingerencji franczyzodawców. To nasi bardzo dobrzy klienci.
GG: W ostatnich latach można zauważyć wręcz wzrost znaczenia małych sklepów osiedlowych. Jak maluje się ich przyszłość?
J.C.: Uważam, ze hipermarkety i dyskonty nie zawłaszczą rynku. Niedawno czytałem o badaniach, z których wynika, że mieszkańcy naszych miast nie życzą już sobie budowania nowych centrów handlowych. Coraz częściej doceniają małe sklepy, bo te budują społeczność lokalną. Gdzie człowiek czuje się lepiej – w anonimowym, bezosobowym molochu czy małym, przyjaznym sklepie, w którym zna wszystkich i jest indywidualnie traktowany? Przy okazji zakupów tworzą się więzi między ludźmi, a społeczeństwo coraz bardziej ceni coś, co nazwałbym swojskością. W molochu się tego nie znajdzie.
M.M. Trzeba też pamiętać o strukturze zamieszkania. Połowa Polaków mieszka w mniejszych miastach i na wsi. Oni nie są atrakcyjni dla sieci i hipermarketów. Jeśli dodać do tego działalność niezależnych dystrybutorów, którzy zadowalają się bardzo małymi marżami, to siła małych sklepów rysuje się bardzo wyraźnie.
J.C. No i jeszcze nasz narodowy charakter…
G.G.: A cóż on ma tutaj do rzeczy?
J.C.: Polak lubi być wolny i niezależny. W sklepach rodzinnych dzięki inwencji ich właścicieli powstaje specyficzny klimat, ale i różnorodna oferta charakterystyczna dla danego miejsca czy środowiska. Poza tym nikt nie lubi, jak w jego własnym domu ktoś z zewnątrz siłą stawia go do pionu. Lubimy sami decydować o sobie.
G.G.: A sieci franczyzowe? Wydaje się, ze brak im tej specyfiki, o której Pan mówi.
J.C.: Czy chciałby Pan, żeby wszystkie sklepy wyglądały tak samo i oferowały to samo? Ja to już przeżyłem…Dziękuję, Klient stawia na indywidualny rys, który jest odbiciem osobowości właściciela. Przecież taki niezależny sklep potrafi w każdej sytuacji i błyskawicznie dostosować się do wymogów lokalnego rynku. Czy jest coś cenniejszego w biznesie niż elastyczność??? Różnorodność, możliwość realizowania własnych pomysłów, innowacyjnych rozwiązań, eksperymentów? A precyzyjne dostosowanie do potrzeb klienta? Czy to nie jest podstawą? Tylko niezależność gwarantuje, że sklep potrafi się idealnie dostosować do potrzeb konkretnego środowiska. A te przecież są tak bardzo różne ,jak różne są nasze miasta, wioski, osiedla. Jak my sami. Jeśli na jednym osiedlu są dwa takie same sklepy, to jak mają „walczyć” o klienta? Przecież znamy podstawowe prawo marketingu: WYRÓŻNIJ SIĘ ALBO ZGIŃ!
M.M.: Całkowicie się zgadzam. Z samej definicji franczyzy wynika, że umowa wymusza rygorystyczne przestrzeganie ustalonych norm, warunków, procedur. I narzuca kontrolę. Każdy, kto się spróbuje wyłamać, ma negatywny wpływ na całą sieć i innych franczyzobiorców. Dlatego sieć siłą rzeczy wymaga utrzymania rygorów. Do tego opłaty, obowiązek zakupu towaru za pośrednictwem franczyzodawcy, obowiązek utrzymywania narzuconej oferty, nierzadko niedostosowanej do potrzeb konkretnego sklepu. Tutaj nie ma miejsca na indywidualne podejście i własny pomysł. Tym bardziej, że taka umowa niejednokrotnie pociąga za sobą przeniesienie praw do firmy. Moim zdaniem to jest oczywiste ograniczenie wolności gospodarczej. Organizacje handlowe o charakterze franczyzy twardej traktują sklepy i właścicieli instrumentalnie. Sklepy mają tylko sprzedawać. Muszą być pasem transmisyjnym między dystrybutorem a klientem detalicznym. Interes sklepu się nie liczy. Znane są przypadki, kiedy to kilkadziesiąt procent franczyzobiorców toczyło spór zbiorowy z franczyzodawcą, ponieważ nie byli w stanie utrzymać swoich sklepów na warunkach narzuconych przez tegoż franczyzodawcę.
J.C. Jest jeszcze coś: kiedy franczyzodawca popełni jakiś błąd w zarządzaniu siecią – konsekwencje ponosi ten pojedynczy franczyzobiorca. I nie ma na to żadnego wpływu. A co najgorsze – w warunkach franczyzy twardej problemy dotykają wyłącznie właściciela sklepu. Twoje, Właścicielu, są tylko problemy: z urzędem skarbowym, z sanepidem, PiP-em, straty są Twoje, braki remanentowe są Twoje, koszty są Twoje. Franczyzodawca spija śmietankę, a sklep jest tylko po to, żeby sprzedawać w narzuconych cenach i narzuconych marżach.
G.G. Co w takim razie pozostaje? Osamotnienie?
M.M. :NIEZALEŻNOŚĆ! Tylko bycie niezależnym gwarantuje umiejętność dostosowania się do wymogów lokalnego rynku. Warunki rynkowe często się zmieniają i trzeba za nimi nadążać. Małe i średnie sklepy przetrwają tylko wtedy, kiedy będą miały wielu partnerów i możliwość wyboru oferty spośród wielu propozycji pochodzących od wielu dostawców i producentów. Muszą mieć swobodny wybór i same o sobie decydować, tak by nikt nie minimalizował ich roli. Niezależność się opłaca. Tak było zawsze i tak zawsze będzie. To jest najpiękniejsze: suwerenność daje sklepom możliwość wyboru najtańszego, optymalnego dostawcy w danym momencie.
G.G. Z tego co rozumiem, Waszym zdaniem nie opłaca się przystępować do sieci franczyzowych???
M.M, J.C: Stawiamy na niezależność. Bo to się opłaca.